niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział Czwarty

Po wyjściu na zewnątrz momentalnie poczułem uderzenie ciepła. Jak na Los Angeles przystało, było ponad 30 stopni. Nie lubiłem ciepła i w sumie nie wiedziałem dlaczego postanowiłem zamieszkać akurat tutaj, tak daleko od Teksasu, gdzie mieszkała cała moja rodzina. Tęskniłem za nimi.

- Logan, słyszysz mnie? Spytała Liz niepewnie mocniej ściskając moją dłoń.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Możesz powtórzyć?
- Mówiłam, że martwię się o Justina. On podejmuje pochopne decyzje i nie chce, aby narobił jeszcze większych problemów. Ciekawe czy przyjedzie tutaj do tego Alexa. - Pokręciła głową na boki i przyjrzała mi się uważnie. - Jeżeli mogę spytać, to o czym tak myślałeś?
- Szczerze? O domu. Tęsknie za rodziną. Brakuje mi ich tutaj. A co do Justina to pewnie wkrótce się dowiemy co i jak. Choć zapewne zrobi tak jak mu powiedziałaś. Ale kto by się spodziewał, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. - Pokręciłem głową i zerknąłem w bok. Widząc fotografa a raczej paparazzi - bo ci ludzie nie zasługują na taką nazwę - spuściłem niepewnie głowę. - Nie zwracaj na nich szczególnej uwagi. Zrobią kilka zdjęć i odpuszczą.
- Wiem. To samo powtarzał mi Justin. Chyba, że w jakiś sposób się mnie wstydzisz. - Po słowach dziewczyny otworzyłem szerzej oczy i pewniej ścisnąłem jej dłoń,
- Nie jesteś pod żadnym pozorom powodem do wstydu. Wręcz przeciwnie. Gdybym wiedział jak to z przyjemnością bym się tobą chwalił. - Powiedziałem poważnie powoli dochodząc do niewielkiej kawiarni. Otworzyłem przed Liz drzwi i wszedłem za nią do środka. - Czego się napijesz?
- Latte- Wzruszyła ramionami i usiadła przy jednym ze stolików. Ja w tym czasie zamówiłem wszystko i wraz z naszym zamówieniem usiadłem naprzeciwko dziewczyny.
- Według mnie podają tu najlepszą kawę w mieście. Mam nadzieję, że tobie też będzie smakowało. - Uśmiechnąłem się szeroko zdając sobie sprawę z tego, że w moich policzkach pojawiły się dołeczki, których tak bardzo nie lubiłem. One psuły wyobrażenia mojej osoby. - A co masz w planach robić po szkole?
- Tak właściwie to ja sama jeszcze nie wiem. Mam trochę czasu, więc może coś wymyślę. - Odwzajemniła mój uśmiech upijając dużego łyka kawy. - Często tu przychodzisz? Kawa faktycznie jest bardzo dobra.
- Nawet bardzo często. Nie spotykam się z chłopakami tak jak kiedyś, więc czas zabijam tutaj.
- Jakoś nie mogę wyobrazić sobie Logana Hendersona siedzącego tu samemu i pojącego kawę. - Zaśmiała się cicho a ja skinąłem głową.
- A widzisz. Musisz mnie kiedyś śledzić  to pewnie taki obraz zobaczysz. - Poruszyłem zabawnie brwiami i wziąłem głęboki wdech dokańczając swoją kawę.
- Tak chyba zacznę robić. Kurcze Logan, jesteś tak normalną osobą, że aż nie sposób uwierzyć w to, że tak jakby należysz do tego całego medialnego zamieszania. Jesteś całkowicie inny niż Justin. On przejmuje się wszystkim co oni napiszą, a ty trzymam się z dystansem.
- Ah, bo ja nie jestem tak popularny i rozpoznawalny jak Justin. - Uśmiechnąłem się delikatnie i widząc, że ciemnowłosa również dokończyła swoją kawę , po raz kolejny wyciągnąłem w jej kierunku dłoń. Kiedy ją chwyciła powoli wyszliśmy z kawiarni kierując się w stronę parku.
- Fajnie jest mieć do kogo buzię otworzyć. Mój tata trzyma się raczej z daleka od spraw związanych na lądzie, więc możliwość rozmowy pada na Willa, ale on również mało co wie. Zresztą co się dziwić? Praktycznie od urodzenia jest na statku. 0 W momencie kiedy to mówiła uświadomiłem sobie, że praktycznie mam taką samą sytuację.
- Niestety, z mojej strony też to tak wygląda. Kendall robi karierę, w sumie James tak samo, a Carlos założył rodzinę, więc widujemy się bardzo rzadko. - Powiedziałem jakimś smutnym głosem.
- No widzisz, a teraz na szczęście lub nie, masz mnie. - Liż ścisnęła mocniej moją dłoń głaszcząc mnie po niej kciukiem. Nie ukrywam było to naprawdę miłe uczucie.
- Zdecydowanie na szczęście. - Zapewniłem i uśmiechnąłem się szeroko powoli dochodząc do parku.

Rano obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Otworzyłem oczy i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że razem z Liz wczoraj zasnęliśmy na kanapie.
- Kto to? -  Spytała zaspanym głosem a ja delikatnie wzruszyłem ramionami.
- Nie mam pojęcia. - Otworzyłem szeroko oczy powoli wstając i podchodząc do drzwi. Przeczesałem palcami włosy i otworzyłem. Widząc Justina naprawdę się zdziwiłem.
- A co ty tu robisz? - Spytałem niepewnie.
- Przepraszam, że tak was nachodzę, ale powiedzieliście, że mam przyjść, więc przyszedłem. - Blondyn westchnął cicho i przymknął powieki. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że coś jest nie tak.
- Jasne, wchodź. - Powiedziałem niepewnie prowadząc chłopaka do salonu. - No to opowiadaj.
- Zacznę od początku. Znalazłem go na stronie liceum w Los Angeles. Zadzwoniłem tam i dali mi jego adres. Pojechałem i myślałem, że wszystko będzie okej, ale na początku zamknął mi drzwi przed nosem, a potem zamiast jego otworzyła jakaś dziewczyna i wpuściła mnie do środka. Zacząłem mu wszystko tłumaczyć. Był cholernie zły. To w jaki sposób do mnie mówił... Chciało mi się płakać.- Zacisnął usta w wąską linię i kontynuował. - On wręcz chciał mnie zniszczyć wzrokiem i powiedziałem, że będę chodzić z nim do liceum.
- No nieźle Justin. I co teraz? - Otworzyłem szeroko oczy a on wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Zaczną chodzić do tej szkoły. Może zmieni zdanie co do mojej osoby i zrozumie, że to nie moja wina. - Blondyn przetarł twarz dłońmi i pokręcił głową na boki. -  A co u was?
- Tata pozwolił mi zostać u Logana dopóki nie wrócą, więc mu trochę poprzeszkadzam, a tak to rozmawialiśmy dużo o tobie i tej sytuacji. 0 Liz podała Justinowi szklankę z wodą i uśmiechnęła się blado.  - A w ogóle to masz gdzie mieszkać?
- Tak, tak. Zatrzymałem się u Scootera. Pozwolił mi. No ale chyba będę musiał sobie coś kupić, skoro zamierzam zostać tu dłużej. Dobra, nie ma co. Dzięki, że mnie wysłuchaliście. - Uśmiechnął się blado wypijając wodę ze szklanki i powoli wstał ruszając w stronę drzwi. - Do zobaczenia!
- Cześć cześć! - Krzyknąłem za nim i wzruszyłem lekko ramionami. - Się porobiło..
- Ten Alex to niezłe ziółko musi być skoro Justin tak zareagował. Wiesz co Logan? Myślałam sobie o tym co mówiłeś o swojej rodzinie i.. Może pojechałbyś do nich, albo zaprosił? - Uniosła brwi do góry i spojrzała w moje oczy. I to zdecydowanie nie był zły pomysł.
- O kurcze! Faktycznie. Zabrałbym cie ze sobą i pokazał wszystko. - Na myśl o tym, że mogę w sumie zobaczyć rodziców jakoś zrobiło mi się lepiej. - Tak, tak zrobimy. Pozwolisz, że zadzwonię w jedno miejsce. - Poruszyłem zabawnie brwiami i sięgnąłem po swój telefon wychodząc do kuchni i dzwoniąc. Miałem tylko nadzieję, że wszystko się uda tak jak chciałem.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział Trzeci

Wychodząc ze sklepu i wsiadając do auta poczułem wibracje swojego telefonu w kieszeni. Zdziwiłem się, bo w sumie ostatnio nikt się ze mną nie kontaktował. Wsunąłem dłoń i spojrzałem na wyświetlacz: "Liz". Momentalnie uśmiechnąłem się do siebie i odebrałem.

- Tak?
- Cześć, Logan. Mam dobrą wiadomość, jeśli twoja propozycja ciągle jest aktualna. - Na początku nawet nie skojarzyłem o czym mówiła.
- Kontynuuj. - Zachęciłem uśmiechając się sam do siebie.
- Po długich namowach mój tata zgodził się, abym została u ciebie na ten czas, dopóki oni nie wrócą. - Po słowach dziewczyny poczułem przyjemne ciepło w sobie. Nie przypuszczałem, że to może się udać, ale liczyłem na to.
- Naprawdę? Rany, to świetnie! Przyjechać po ciebie? - Spytałem niepewnie i wziąłem głęboki wdech.
- W sumie jestem gotowa, więc jeśli masz czas to chętnie.
- Super, zaraz będę. - Zakomunikowałem i rozłączyłem się. Odłożyłem telefon na bok wkładając kluczyk do stacyjki a następnie ruszając w stronę plaży.

Jadąc do głowy przyszedł mi Justin. Minęło dosyć sporo czasu jak się nie odzywa i szczerze mówiąc jakoś mnie to zmartwiło. Zawsze dzwonił, albo po prostu wysyłał sms'a a teraz cisza. Żadnej informacji z jego strony.
Kiedy dojechałem na miejsce powoli wysiadłem na zewnątrz kierując się w stronę wielkiego statku. Powtórzę to po raz kolejny - myślałem, że takie rzeczy są jedynie na filmach czy też w bajkach, a tu proszę.
Wszedłem na pokład i rozejrzałem się. Dookoła nie było żywej duszy, choć zapewne pan Sparrow już mnie skądś obserwował.

- O, cześć Logan. Jeśli szukasz Liz, to musisz chwilę na nią poczekać. Jest u kapitana. - Odwróciłem głowę i ujrzałem Willa z szerokim uśmiechem na twarzy. - Wejdź i poczekaj w jej kajucie.
- Pewnie, dzięki. - Odwzajemniłem uśmiech i zrobiłem tak jak mówił. Wszedłem do ciemnej kajuty i usiadłem na łóżku przymykając powieki.
W sumie nawet nie wiedziałem ile tak siedzę, ale usłyszałem otwierające się drzwi. Otworzyłem powieki i ujrzałem w progu ciemnowłosą dziewczynę.
- Cześć, Will mówił, abym tu na ciebie poczekał. - Uśmiechnąłem się delikatnie i wziąłem głęboki wdech.
- W porządku. Dobrze ci powiedział. Przepraszam, ale musiałam porozmawiać z tatą. Jestem już zebrana, więc możemy iść. - Wzruszyła ramionami i sięgnęła po swoją torbę oraz walizkę. Wstałem szybko i odebrałem ją wychodząc na zewnątrz.
- To chodźmy. - Powiedziałem po cichu powoli schodząc z pokładu udając się do mojego samochodu. Otworzyłem bagażnik i wsadziłem walizkę a następnie otworzyłem drzwi dla dziewczyny. Wsiadłem po chwili do auta i powoli ruszyłem. - Kurcze, nawet nie wiesz jak się cieszę, że twój tata się zgodził.
- Naprawdę?  Szczerze mówiąc ja też, ale byłam wręcz pewna, że się nie zgodzi. Najwidoczniej się do ciebie przekonał. Oby. - Otworzyła szeroko oczy zapinając pasy.
- Mam taką nadzieję. Trochę jest przerażający. - Szepnąłem i zagryzłem dolną wargę. - Tak w ogóle to masz jakikolwiek kontakt z Justinem? - Spytałem unosząc brwi do góry. Dziewczyna pokręciła głową na boki i spojrzała na mnie.
- Dawno z nim nie rozmawiałam. Pisałam do niego sms'a, ale nie odpisywał, więc stwierdziłam, że może wyjechał do Kanady. W sumie nawet wspominał, że się wybiera, ale to dziwne, że nawet nie dał znaku.
- No właśnie.. i to mnie martwi..

Przez resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Naprawdę jakoś martwiłem się o Justina. Ostatnio jak się spotkaliśmy był przemęczony trasą i całym tym zamieszaniem związanym z Jeleną. Wcale mu się nie dziwiłem, bo sam prawdopodobnie miałbym dość. Na miejsce dojechaliśmy po piętnastu minutach. Zaparkowałem na podjeździe i wysiadłem na zewnątrz podchodząc do bagażnika.

- Dobrze, że rano zrobiłem zakupy. - Otworzyłem szeroko oczy wyjmując walizkę oraz reklamówki. - Tak to nie wiem co mielibyśmy jeść.
- Oj tym się nie przejmuj. Przecież w każdej chwili można skoczyć do sklepu. - Dziewczyna zabrała ode mnie reklamówki. Pokręciłem głową na boki i otworzyłem drzwi do domu wchodząc do środka.
- Od teraz to również twój dom, więc rozgość się. Zaraz pokażę ci twój pokój. - Zakomunikowałem wchodząc do kuchni i odstawiając  wszystko na blacie. Spojrzałem na zegarek i westchnąłem cicho idąc powoli po schodach na górę otwierając pierwsze drzwi po prawej stronie. - To jest od dzisiaj twój pokój. Mam nadzieję, że nie jest źle. Jeżeli będziesz chciała się przytulić to mój pokój jest po drugiej stronie. - Zaśmiałem się cicho odstawiając walizkę na bok. - Dobra, łazienka jest na samym końcu korytarza. Ty sobie wszystko tu ogarnij a ja pójdę zrobić coś do jedzenia. - Uśmiechnąłem się szeroko i ucałowałem dziewczynę w skroń schodząc na dół.

Wyciągnąłem wszystkie potrzebne produkty potrzebne do zrobienia naleśników i zabrałem się za "gotowanie". Naleśniki przegotowałem z czekoladą, bo w sumie tylko tyle posiadałem. Czekając na Liz oparłem się plecami o blat i po raz kolejny poczułem wibracje swojego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni. Tym razem był to sms od Justina. Chwała Bogu.
Od: Justy
Logan, musimy pogadać. Jeśli możesz to wejdź na skype za godzinę. To bardzo ważne.

Do: Jusy
Jasne, jest u mnie Liz, więc porozmawiamy w trójkę. Do usłyszenia.

- Coś się stało, Logan? - Spytała Liz podchodząc do mnie. Zamrugałem kilka razy i skinąłem głową podając jej talerz z naleśnikami.
- Justin napisał mi sms'a, że chce pogadać. Chyba coś się działo. Nigdy tak nie pisał. - Otworzyłem szeroko oczy i sam wziąłem swój talerz siadając przy stole. - Smacznego.
- Smacznego. - Odparła siadając i spojrzała na mnie. - Skoro on tak napisał to możemy spodziewać się najgorszego.
- Też tak myślę, ale zobaczymy. Mamy porozmawiać z nim za godzinę. - Wzruszyłem ramionami i wziąłem się za jedzenie.
Nasza godzina minęła naprawdę szybko. Wziąłem laptop i usiadłem na kanapie obok mojej towarzyszki logując się na skype. Justin był już dostępny, więc wybrałem jego "numer" i połączyłem się. Po chwili na ekranie pojawiła się twarz Justina. Jego oczy były czerwone od płaczu, był przemęczony.
- Rany, Justin, co się stało? - Spytałem przerażony. Chłopak uniósł swoje tęczówki i spojrzał wprost w kamerkę.
- Byłem okłamywany przez osiemnaście lat, wiecie? - Spytał załamanym głosem i starł z policzków spływające łzy. W sumie nie wiedziałem o co mu chodziło.
- Justin zdajesz sobie sprawę, że razem z Liz nie mamy bladego pojęcia o co chodzi? Na spokojnie.. kto cie okłamał i dlaczego?
- Mam brata bliźniaka! - Pisnął i zakrył twarz dłońmi. Oboje zerknęliśmy na siebie z Liz będąc w szoku. Zagryzłem dolną wargę i wziąłem głęboki wdech próbując wszystko sobie poukładać w głowie. - Przyjechałem dzisiaj do Stratford...i zauważyłem u mamy w pokoju album ze zdjęciami. Wszystko byłoby okej, gdyby nie jedno zdjęcie. Przedstawiało dwóch identycznych chłopców. Okej, to też nic dziwnego, ale z tyłu był podpis: Justin i Alex, 1994 rok. Rozmawiałem z mamą.. najpierw wciskała mi kit, że to syn jej koleżanki, ale potem powiedziała, że to jest mój brat.. Alex mieszka w Los Angeles... Chciałbym go spotkać i wszystko mu wyjaśnić.. - Justin mówił to z takim przejęciem, że aż ścisnęło mnie w sercu. Nawet nie wiedziałem co on może czuć w takiej sytuacji.
- Wiesz co, Justin? Ja bym tego w ogóle nie ruszał... Żyjecie osobno, więc pewnie dla niego to też byłby duży cios. Tym bardziej, jeżeli on jest adoptowany -  Powiedziałem niepewnie nie chcąc w żaden sposób urazić chłopaka.
- Powinien wiedzieć. Powinien wiedzieć, że jest bratem Justina Biebera. Powinniście to wyjaśnić. - Liz zerknęła na mnie znacząco a ja odetchnąłem cicho dając znak, że już się nie odzywam.
- To co ja mam do cholery zrobić? - Pisnął ponownie wycierając łzy. Przeczesał palcami swoje roztrzepane włosy i usiadł w ciemniejszym miejscu.
- Jedź do tego Los Angeles i znajdź go. Justin, pamiętaj, że możesz na nas liczyć. - Dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco, ale to chyba na niego nie podziałało.
- Nieważne. Nie będę wam zatruwał życia swoimi problemami. Życzę wam szczęścia. - Pokręcił głową na  boki.
- Daj spokój Justin. Jak tylko się dowiesz co i jak to daj znać...
- Jasne.. dzięki za rozmowę. Cześć wam. - Westchnął ciężko i rozłączył się. Spojrzałem na Liz i uniosłem brwi do góry.
- Mam nadzieję, że wszystko załatwi. Czemu u niego musi się ciągle coś psuć? Niedawno co wrócił z trasy a teraz następne... - Westchnęła cicho. Odłożyłem laptop na bok i usiadłem wygodniej patrząc w brązowe oczy dziewczyny.
- Ja również. Rany, ale się porobiło. Dobra, chodźmy się przejść. Jest taka łada pogoda. - Zaproponowałem i uśmiechnąłem się lekko. Wyciągnąłem dłoń do dziewczyny i zagryzłem dolną wargę. Szatynka chwyciła moją dłoń po czym wyszliśmy na zewnątrz..
Miałem nadzieję, że teraz będzie tylko coraz lepiej.

czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział Drugi

Minęło już kilka dni odkąd spotkałem się zarówno z Justinem jak i z Liz. Nie powiem, było bardzo miło i w sumie myślałem, że będzie tylko lepiej. Dosyć często spotykałem się z Bieberem. Właściwie nie robiliśmy nic konkretnego. Albo jechaliśmy coś zjeść, albo siedzieliśmy u któregoś w domu i oglądaliśmy mecze koszykówki. Od czasu do czasu mieliśmy z Justinem małe "spięcia". Były one za każdym razem kiedy tylko mówiłem coś o Liz. Justin nie przyznawał się do tego wprost, ale doskonale wiedziałem, że dziewczyna mu się podobała. Dobra, nie ukrywam. To samo było ze mną, więc ciężko było nam się dogadać w tej sprawie.
Dzisiejszego dnia po krótkim spotkaniu z Kendallem, wróciłem do domu i zrobiłem sobie szybki obiad. Nie było to nic wykwintnego.  Zwykły makaron z sosem pomidorowym, coś al'a spaghetti. Usiadłem przy stole i zacząłem powoli jeść wyciągając swój telefon. Rzadko udzielałem się medialnie, czasami korzystałem z Twittera i tyle. Nie posiadałem Facebook'a ani Instagram'a tak jak inne gwiazdy. Może dlatego, że bardziej ceniłem sobie swoją prywatność i nie chciałem, aby cały świat wiedział co w danym momencie i z kim robię. Wiem, że naszym fanom się to nie podobało, ale trudno.  Po krótkich namysłach zdecydowałem się zalogować na Twitter'a. Dodałem szybkiego, nic nie znaczącego tweeta i zacząłem czytać to co piszą ludzie. Wszystkie wiadomości dotyczyły Justin'a i "Tajemniczej dziewczyny" z którą spotkał się w restauracji. Uniosłem brwi do góry i z większą uwagą zacząłem sprawdzać wpisy. Najlepsze było to, że nikt nie wiedział kto to jest. Szukałem, aż znalazłem zdjęcia. Otworzyłem jedno z nich i zamarłem. Przecież była to Liz. Zacisnąłem usta w wąską linię i zacząłem przeglądać kolejne zdjęcia. Na jednych z nich chłopak trzymał dziewczynę za dłoń uśmiechając się szeroko. Osoba, która ich nie znała zapewne mogła sobie pomyśleć, że między nimi coś jest.  W sumie taka myśl również dotarła i do mnie. Zrobiło mi się przykro, naprawdę. Uświadomiłem sobie, że w taki sposób właśnie straciłem ostatnią szansę. Czułem w sercu nieprzyjemne uczucie, może nawet trochę zażenowanie, że cokolwiek sobie wyobrażałem. Pokręciłem głową na boki i wybrałem numer Liz. Chciałem, aby wiedziała, że mają jakieś wsparcie.
Do: Liz 
Nie wiedziałem, że jesteś z Justinem. Życzę Wam wszystkiego co najlepsze. Do zobaczenia! :) 

Po wysłaniu sms'a odłożyłem telefon i spojrzałem na talerz. Całkowicie straciłem apetyt. Wmusiłem na siłę trochę i wstałem wyrzucając resztę jedzenia do kosza  a następnie wsadzając talerz do zmywarki. Przetarłem twarz dłońmi i udałem się na górę. Usiadłem na łóżku i zamknąłem oczy z nadzieją, że to wszystko to jedynie jakiś głupi sen.


Od tamtego wydarzenia minęło już kilka dni. Nikt do nikogo się nie odzywał i to była kolejna rzecz która mnie martwiła. Nie wiedziałem jak mam się zachować. W końcu stwierdziłem, że przecież nie mogę całymi dniami siedzieć w domu i się ukrywać.
W końcu postanowiłem, że zaryzykuje. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i otworzyłem nową wiadomość.
Do: Liz
Cześć, dawno się nie widzieliśmy i pomyślałem, że może chcesz się spotkać. Masz dzisiaj czas? 

Nie musiałem długo czekać na odpowiedz, ponieważ po chwili poczułem wibracje w swojej dłoni.

Od: Liz
Hej! Jasne. Pasuje Ci 14:00? Spotkajmy się w centrum przy Rodeo Drive. :) 

Nie odpisałem nic, bo uznałem, że dziewczyna domyśli się, że się zgodziłem. Zerknąłem na zegarek i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że została mi godzina. Pospiesznie udałem się do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic, aby się odświeżyć  przed wyjściem. Ubrałem na siebie białą koszulę i ciemne jeansowe spodnie. Przeczesałem włosy i rozpyliłem na ciele perfumy wychodząc z łazienki schodząc na dół. Założyłem na nadgarstek zegarek a na nos ciemne okulary. Słońce wciąż mocno grzało. Widząc, że jest odpowiednia pora na wyjście, udałem się na zewnątrz i ruszyłem w stronę umówionego miejsca. Przechadzając się po Los Angeles uświadomiłem sobie ile tu się zmieniło odkąd byłem tu pierwszy raz. Ciągle coś budują. Pełno szklanych budynków, sklepów a co najgorsze - pełno ludzi. Tłok w tym mieście był niemiłosierny. A co było najlepsze, nikt nie zwracał na mnie uwagi. Całe szczęście.
Po chwili dotarłem na miejsce i ujrzałem przed sobą niewysoką dziewczynę. Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem bliżej witając się z Liz buziakiem w policzek.
- Ładnie wyglądasz. - Stwierdziłem cicho i wskazałem dłonią na kawiarnię, abyśmy się tam udali.
- Dziękuję. - Dziewczyna cicho się zaśmiała i weszliśmy do środka. Zajęliśmy miejsce gdzieś bardziej z tyłu. Spojrzałem na kartę i uniosłem wzrok na moją towarzyszkę.
- Napijesz się czegoś? - Spytałem uśmiechając się niepewnie.
- Coś na zimno, jest strasznie gorąco. - Skinąłem delikatnie głową i wstałem ze swojego miejsca. Zamówiłem nam zimne koktajle i wróciłem na miejsce.
- Cieszę się, ze zgodziłaś się na to wyjście. Tak to siedziałbym kolejny dzień w domu, ale w sumie nie chciałem też prowokować Justin'a. - Wzruszyłem ramionami i ściągnąłem okulary odkładając je na stolik. Liz jakoś momentalnie się spięła i zacisnęła usta w wąską linię. Można było wyczuć, że coś jest nie tak.
- Czytałam wtedy twojego sms'a. Przepraszam, że nie odpisałam, ale ta sprawa była bardziej skomplikowana niż może się wydawać. Z Justinem nie łączy mnie nic więcej niż przyjaźń. Ale dawno się nie widzieliśmy. Chyba oboje potrzebujemy odpoczynku od siebie a poza tym, on musi spotykać się teraz z Seleną. Tym bardziej nie ma czasu. - Uśmiechnęła się blado i odebrała od kelnerki swoją szklankę z koktajlem cicho dziękując. Uniosłem brwi do góry próbując uporządkować sobie wszystko co właśnie do mnie powiedziała. Z jednej strony mi ulżyło, ponieważ okazało się, że moje przypuszczenia nie były trafne.
- Pogubiłem się. Czyli to wszystko to były plotki, tak? - Spytałem upijając łyk waniliowego musu. Liz pokiwała twierdząco głową.
- Niestety, albo i stety. Ale nie rozmawiajmy o tym. - Powiedziała po cichu. Chyba faktycznie nie był to odpowiedni temat. Podrapałem się po policzku i przymknąłem na moment powieki próbując wymyślić jakiś temat.
- Twój tata chyba nas nie polubił, prawda? - Zaśmiałem się cicho i usiadłem wygodniej na krześle wpatrując się w brązowe tęczówki Liz.
- Nie wiem czy można tak to nazwać, ale on chce mnie jak najbardziej odciągnąć od tego całego świata normalnych ludzi. Twierdzi, że się zawiodę. Może czasami i przesadza, ale jest kochany. Musi się tylko przekonać do człowieka. Wciąż uważa, że najlepszym wybrankiem dla mnie byłby Will, ale traktuje go jak brata. Znamy się od dziecka. - Uśmiechnęła się szeroko i przeczesała palcami swoje włosy. Właściwie nie wiedziałem kim jest Will, ale chyba mogłem się domyślić, że również był jakimś piratem czy coś.
- W takim razie muszę się postarać, aby mnie szybko zaakceptował skoro mamy zamiar się częściej spotykać. - Poruszałem zabawnie brwiami i dopiłem swój koktajl odstawiając szklankę na bok. Dziewczyna spuściła po raz kolejny wzrok i westchnęła cicho.
- Szczerze mówiąc Logan, to nie wiem jak teraz będzie. Ojciec zakomunikował mi dzisiaj, że mają zamiar wypłynąć a ja prawdopodobnie wrócę do Polski. - Po jej słowach momentalnie otworzyłem szeroko oczy i pokręciłem głową na boki.
- Żartujesz! Nie, nie możesz jechać. - Powiedziałem poważnie i zastanowiłem się chwilę. - Nie da się czegoś załatwić, abyś została? Na przykład u mnie. Mieszkam sam, więc nie będziesz mi przeszkadzała. Liz zrób coś. Cholera... - Szepnąłem i zakryłem twarz w dłoniach.
- Nie wiem Logan. Bardzo bym chciała, ale to właściwie trochę niemożliwe.. - Powiedziała niepewnie i spojrzała w moje oczy. Wiem, że nie powinienem ale chwyciłem jej drobną dłoń lekko ją głaszcząc, chcąc dodać jej otuchy.
Rozmawialiśmy jeszcze długo. Nie sądziłem, że mieliśmy tyle wspólnych tematów. Cieszyło mnie to, serio. Pod wieczór odprowadziłem dziewczynę pod sam statek i uśmiechnąłem się delikatnie. Domyślałem się, że zapewne pan Sparrow nas obserwuje, więc na pożegnanie przytuliłem lekko dziewczynę.
- Dziękuję za dzisiaj. Mam nadzieję, że zadzwonisz do mnie i powiesz, że twój tata się zgodzi. - Uśmiechnąłem się zachęcająco i zwilżyłem usta językiem.
- Ja też mam taką nadzieję. Do zobaczenia Logan. - Pożegnała mnie uśmiechając się szeroko i udaliśmy się w swoje strony. Ja wróciłem szybko do domu i położyłem się na łóżku.  Naprawdę nie chciałem, aby Liz jechała. Chciałem aby została, chciałem ją poznać...

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział Pierwszy

- Oh Kendall, poczekaj sekundkę. - Szepnąłem odsuwając od ucha telefon sprawdzając wyświetlacz, gdzie ciągle ktoś się do mnie dobijał. Widząc połączenie dosyć się zdziwiłem. - Nie uwierzysz kto to mnie dzwoni.
- Zaskocz mnie.
- Justin Bieber. - Zaśmiałem się cicho i przeczesałem palcami swoje czarne włosy siadając wygodniej w fotelu. - A już myślałem, że całkowicie o nas zapomniał. Ciekawe co chce.  Lepiej odbiorę. Oddzwonię do ciebie potem. Do zobaczenia, Kendall. - Pożegnałem się grzecznie i rozłączyłem. Wybrałem numer Justin'a i dosłownie po dwóch sygnałach w słuchawce usłyszałem już jego wesoły głos.
- Cześć Logan! Miałeś zajęte, dzwoniłem. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam Ci za bardzo.
- Nie! Coś ty, daj spokój. W sumie byłem troszkę zdziwiony, że do mnie dzwonisz. Coś się stało? - Uniosłem brwi do góry i przymknąłem na moment powieki. Tak naprawdę to dawno nie rozmawialiśmy, ale z Justinem zawsze mieliśmy wszyscy dobry kontakt. Był tak pozytywnym człowiekiem, że spotkanie z nim wychodziło tylko na dobre.
- Nic a nic. Od dzisiaj jestem w Los Angeles i pomyślałem, że mogę Cię gdzieś porwać. Najpierw.. chciałbym, abyś kogoś poznał a potem może poszlibyśmy na jakiś obiad. - Zaproponował niepewnym głosem. Podrapałem się po policzku rozważając jego propozycję i wzruszyłem ramionami. Przeanalizowałem cały swój grafik na dzień jutrzejszy i właściwie nie miałem niczego do załatwienia.
- Brzmi ciekawie. O której?
- Pasuje ci 12:00?
- Jasne. Przyjadę po ciebie. - Po krótkiej wymianie zdań wyłączyłem się i zerknąłem na zegarek. Była prawie 19:00. Rozejrzałem się po pokoju i uświadomiłem sobie, jak bardzo źle się czuję mieszkając sam w tak wielkim domu. Od dawna nie mieszkam z mamą, ale tak było znacznie łatwiej. Kiedy BTR jeszcze funkcjonowało mieliśmy blisko do studia i planu. A przecież moja rodzina mieszkała naprawdę daleko.
Odłożyłem telefon i ruszyłem do łazienki, gdzie wziąłem szybki prysznic. Przebrałem się i zszedłem do kuchni otwierając lodówkę, która świeciła pustkami. Zdołałem wygrzebać z niej ser żółty a z szafki chleb. Po chwili zrobiłem tosty i usiadłem przy stole jedząc swoje jakże pożywną kolację. Cisza, która panowała wokół mnie była nie do zniesienia. Zaczynało mnie to mierzić. Czasami rozważałem opcje, aby zamieszkać z którymś z chłopaków, ale oni zaczęli wszystko na nowo i nie chciałem im niczego niszczyć, ani w niczym przeszkadzać.
Po zjedzeniu kolacji obejrzałem jeszcze durny serial w telewizji i udałem się do łóżka. Przypomniały mi się słowa Justin'a. Mówił, że chciałby poznać mnie z pewną osobą.  Kogo on mógł mieć na myśli? Mam nadzieję, że nie Selene, chociaż w sumie znałem się z nią, więc ta opcja odpadała.
Ułożyłem się wygodniej i przymknąłem powieki usypiając. Usypiałem zawsze kiedy nie miałem co robić. Po prostu już tak miałem.

Rano obudziłem się dosyć późno, ponieważ było po 10:00. Z Justinem umówiłem się o 12:00, więc sprawnie podniosłem się z łóżka i udałem się do łazienki. Umyłem się wraz z włosami a następnie ubrałem z ciemne spodnie i białą koszulkę w serek. Nie wyglądałem tak źle. Przynajmniej tak mi się wydawało. Doprowadziłem swoje włosy do ładu i zszedłem na dół. Zrobiłem śniadanie, które szybko zjadłem i przez następną godzinę trochę posprzątałem w salonie. Widząc, że jest odpowiednia godzina, aby się zbierać wziąłem wszystkie potrzebne rzeczy i wyszedłem na zewnątrz zamykając drzwi. Wsiadłem do auta i udałem się na Prado Del Grandioso, gdzie znajdowała się posiadłość Biebera.  Jechałem góra dwadzieścia minut aż wjechałem na odpowiednią dzielnicę. Odnalazłem bramę wjazdową do domu Justina i zatrzymałem się wyciągając telefon i dzwoniąc do chłopaka.
- Już lecę! - Powiedział szybko i rozłączył się. Nawet nie zdążyłem nic odpowiedzieć. Blondyn faktycznie po chwili pojawił się w aucie i zapiął pasy. - Cześć. Dobrze Cie widzieć. - Uśmiechnął się szeroko i odetchnął cicho. Był jakiś podenerwowany, ale nie chciałem na razie w to wnikać.
- Wzajemnie. To gdzie jedziemy? - Uniosłem brwi do góry i spojrzałem w brązowe tęczówki chłopaka.
- Na plażę. - Poruszał zabawnie brwiami. Kiedy zobaczył moją zdziwioną twarz zaśmiał się cicho i poklepał mnie po ramieniu. - Spokojnie. Musisz tam kogoś poznać, jak już wczoraj wspomniałem.
- Dobra, dobra. To jadę. Opowiadaj co u ciebie. - Uśmiechnąłem się szeroko przyciszając radio, abym mógł go dobrze słyszeć.
- U mnie? A jakoś leci. Na razie mam przerwę i prawdopodobnie wybiorę się na kilka dni do mamy do Kanady. Chciałbym spędzić z nimi trochę czasu, bo dawno się nie widzieliśmy. Jestem trochę przemęczony tą trasą. Była dosyć długa i wyczerpująca. No i chyba niedługo będzie koniec Jeleny. - Dodał cicho i spojrzał w bok patrząc na widok za oknem.
- Koniec Jeleny? Jak to? - Otworzyłem szeroko oczy i zwilżyłem usta językiem.
- Daj spokój. Nie chce już w to brnąc. Stało się to bardziej skomplikowane niż przypuszczałem, ale na razie musimy poczekać aż wyjdzie jakiś film z nią. Jeszcze jedno spotkanie, jakaś mała afera i z głowy.
- Nienawidzę show biznesu. - Mruknąłem i uśmiechnąłem się blado zerkając na blondyna. Chciałem mu jakoś pomóc, ale nie miałem bladego pojęcia jak mam to zrobić. - Nie przejmuj się Justin. Słyszałem o was dużo plotek, ale nie jesteś głupi. Uważaj na to co robisz a będzie dobrze. Ja właściwie siedzę tylko w domu odkąd skończyliśmy naszą trasę. Nie sądziłem, że będę się tak nudził. - Pokręciłem głową na boki dojeżdżając na parking przed plażą. Sięgnąłem po okulary przeciwsłoneczne i założyłem je na nos.
- O widzisz, będę musiał cię gdzieś porwać no i chłopaków też, jeżeli tylko będą chcieli. - Uśmiechnął się zachęcająco i oboje wysiedliśmy na zewnątrz. Momentalnie poczułem cholerny upał. To był minut tego pięknego miasta. Zawsze świeciło słońce i zawsze było gorąco a ja chyba za tym nie przepadałem. Wsunąłem dłonie do kieszeni spodni i ruszyłem za Justinem idąc z nim na plażę. Nadal nie wiedziałem jaki jest w tym cel.
- Jesteśmy. - Powiedział z dumą w głosie. Uniosłem głowę do góry i dopiero teraz zauważyłem naprawdę wielki statek z jakimiś pirackimi motywami. Prychnąłem cicho i uniosłem brwi do góry.
- Zabierasz mnie na jakieś zabawy pirackie? - Zaśmiałem się cicho i zauważyłem drobną dziewczynę biegnącą w naszą stronę.
- Nie. To jest właśnie osoba, którą musisz poznać. - Szepnął i wyciągnął w stronę dziewczyny ręce. Przytulił ją mocno do siebie. Przez chwilę pomyślałem, że jest to może jego jakaś nowa dziewczyna, ale przecież nie mógł mieć dziewczyny skoro dalej był z Seleną.
- Tak też jak obiecałem.. Liz, to jest Logan. Logan, to jest Liz. - Przedstawił nas sobie szybko. Ponownie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech i wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny, którą bez wahania uścisnęła.
- A więc to ty jesteś tą osobą. Miło mi. - Zaśmiałem się cicho i zerknąłem w bok, gdzie ujrzałem starszego mężczyznę. Miał długie włosy albo dredy, nie mogłem z daleka zauważyć a na jego głowie widniał piracki kapelusz. O co tu chodziło? Może Justin mnie wkręca i jestem w jakiejś ukrytej kamerze? Mężczyzna obserwował nas ze zmrużonymi oczami. Poczułem się jak jakiś wróg.
- Nie przejmujecie się. To mój tata. - Stwierdziła zażenowanym tonem widząc, że przypatruje się mężczyźnie.
- Mamy go wkurzać. - Dodał Justin rozbawiony i przeczesał palcami swoje włosy. Oj ja raczej nie chciałbym mu zaleźć za skórę. Ściągnąłem okulary i zawiesiłem je na koszulce. Dziewczyna zaprosiła nas na pokład. Rozejrzałem się dookoła i poczułem się jak w jakimś filmie. Nie sądziłem, że takie rzeczy istnieją. A może po prostu to była rozrywka dla turystów? Chciałem spytać, ale mogłoby być to dosyć dziwne.
- Przepraszam na chwilę. - Szepnęła Liz i udała się w stronę mężczyzny. Zerknąłem na Justina i otworzyłem szeroko oczy.
- Stary, to tak wszystko na poważnie czy jaja sobie ze mnie robisz? - Spytałem niepewnie i zamrugałem kilka razy.
- Fajnie, co nie? Ona poważnie jest piratką a jej tata jest piratem. Sam na początku nie wierzyłem. - Zaśmiał się wesoło i oparł bokiem o belkę. Serio nie mieściło mi się to w głowie.
- Chodźcie do mnie. Co prawda warunki nie są najlepsze, ale przynajmniej mój tata nie będzie nas ciągle obserwował. - Pokręciła głową na boki i zaprosiła nas do swojego pokoju. Zamknęła drzwi. Justin od razu rzucił się do lustra w którym się przejrzał zakładając piracki kapelusz. Oczywiście nie obyło się bez zdjęcia. Zaśmiałem się cicho i odwróciłem głowę w drugą stronę. Swoją uwagę skupiłem zupełnie na czymś innym. Na ścianie wisiała srebrna szabla z wygrawerowanym imieniem. Nie powiem, robiła wrażenie.
- Możesz ją obejrzeć. Widzę, że chcesz. - Liz ściągnęła szablę i podała mi ją. Ostrożnie ją chwyciłem i przejechałem dłonią po metalu.
- Jejku, jest piękna. Pożyczysz mi ją? Myślę, że na Justina się przyda. - Uśmiechnąłem się szeroko. Justin tylko prychnął pod nosem i usiadł na łóżku.  - Umiesz się nią posługiwać?
- Będąc córką kapitana, właściwie nie mam wyjścia. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Musisz dać Loganowi korepetycje zanim mnie zabije. - Justin zaśmiał się wesoło i spojrzał na mnie  a następnie na swoją przyjaciółkę.
- O i to jest świetny pomysł, Biebs. - Poruszałem zabawnie brwiami i oddałem dziewczynie szablę, aby przypadkiem nie zrobić sobie albo komuś krzywdy.
Kiedy rozmowa bardziej się rozkręciła zdołałem się na odwagę i zacząłem po prostu pytać o to wszystko. Liz była naprawdę bardzo miłą i ładną dziewczyną. Miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy mieli okazję się spotkać. Przynajmniej ja tego na pewno dopilnuję.
- Jasna cholera jak późno. Liz, skarbie, my się powoli zbieramy. Zdzwonimy się jutro. - Justin powoli wstał i przytulił mocno dziewczynę całując jej czoło. Wyglądało to dosyć uroczo. Sam wyściskałem dziewczynę i pogłaskałem ją delikatnie po plecach.
- Miło było poznać. I mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. - Przygryzłem dolną wargę i wyszliśmy na zewnątrz kierując się w stronę zejścia ze statku. Wraz z Justinem udaliśmy się do samochodu, gdzie pojechaliśmy na szybki obiad a następnie odwiozłem go i wróciłem do domu. Oczywiście zdobyłem numer telefonu do Liz pod jakimś pretekstem. Naprawdę będę miło wspominał ten dzień. Nareszcie spędziłem go wśród ludzi, pośmiałem się, było naprawdę sympatycznie. Miałem nadzieję, że będzie już teraz tak coraz częściej.