niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział Czwarty

Po wyjściu na zewnątrz momentalnie poczułem uderzenie ciepła. Jak na Los Angeles przystało, było ponad 30 stopni. Nie lubiłem ciepła i w sumie nie wiedziałem dlaczego postanowiłem zamieszkać akurat tutaj, tak daleko od Teksasu, gdzie mieszkała cała moja rodzina. Tęskniłem za nimi.

- Logan, słyszysz mnie? Spytała Liz niepewnie mocniej ściskając moją dłoń.
- Przepraszam, zamyśliłem się. Możesz powtórzyć?
- Mówiłam, że martwię się o Justina. On podejmuje pochopne decyzje i nie chce, aby narobił jeszcze większych problemów. Ciekawe czy przyjedzie tutaj do tego Alexa. - Pokręciła głową na boki i przyjrzała mi się uważnie. - Jeżeli mogę spytać, to o czym tak myślałeś?
- Szczerze? O domu. Tęsknie za rodziną. Brakuje mi ich tutaj. A co do Justina to pewnie wkrótce się dowiemy co i jak. Choć zapewne zrobi tak jak mu powiedziałaś. Ale kto by się spodziewał, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. - Pokręciłem głową i zerknąłem w bok. Widząc fotografa a raczej paparazzi - bo ci ludzie nie zasługują na taką nazwę - spuściłem niepewnie głowę. - Nie zwracaj na nich szczególnej uwagi. Zrobią kilka zdjęć i odpuszczą.
- Wiem. To samo powtarzał mi Justin. Chyba, że w jakiś sposób się mnie wstydzisz. - Po słowach dziewczyny otworzyłem szerzej oczy i pewniej ścisnąłem jej dłoń,
- Nie jesteś pod żadnym pozorom powodem do wstydu. Wręcz przeciwnie. Gdybym wiedział jak to z przyjemnością bym się tobą chwalił. - Powiedziałem poważnie powoli dochodząc do niewielkiej kawiarni. Otworzyłem przed Liz drzwi i wszedłem za nią do środka. - Czego się napijesz?
- Latte- Wzruszyła ramionami i usiadła przy jednym ze stolików. Ja w tym czasie zamówiłem wszystko i wraz z naszym zamówieniem usiadłem naprzeciwko dziewczyny.
- Według mnie podają tu najlepszą kawę w mieście. Mam nadzieję, że tobie też będzie smakowało. - Uśmiechnąłem się szeroko zdając sobie sprawę z tego, że w moich policzkach pojawiły się dołeczki, których tak bardzo nie lubiłem. One psuły wyobrażenia mojej osoby. - A co masz w planach robić po szkole?
- Tak właściwie to ja sama jeszcze nie wiem. Mam trochę czasu, więc może coś wymyślę. - Odwzajemniła mój uśmiech upijając dużego łyka kawy. - Często tu przychodzisz? Kawa faktycznie jest bardzo dobra.
- Nawet bardzo często. Nie spotykam się z chłopakami tak jak kiedyś, więc czas zabijam tutaj.
- Jakoś nie mogę wyobrazić sobie Logana Hendersona siedzącego tu samemu i pojącego kawę. - Zaśmiała się cicho a ja skinąłem głową.
- A widzisz. Musisz mnie kiedyś śledzić  to pewnie taki obraz zobaczysz. - Poruszyłem zabawnie brwiami i wziąłem głęboki wdech dokańczając swoją kawę.
- Tak chyba zacznę robić. Kurcze Logan, jesteś tak normalną osobą, że aż nie sposób uwierzyć w to, że tak jakby należysz do tego całego medialnego zamieszania. Jesteś całkowicie inny niż Justin. On przejmuje się wszystkim co oni napiszą, a ty trzymam się z dystansem.
- Ah, bo ja nie jestem tak popularny i rozpoznawalny jak Justin. - Uśmiechnąłem się delikatnie i widząc, że ciemnowłosa również dokończyła swoją kawę , po raz kolejny wyciągnąłem w jej kierunku dłoń. Kiedy ją chwyciła powoli wyszliśmy z kawiarni kierując się w stronę parku.
- Fajnie jest mieć do kogo buzię otworzyć. Mój tata trzyma się raczej z daleka od spraw związanych na lądzie, więc możliwość rozmowy pada na Willa, ale on również mało co wie. Zresztą co się dziwić? Praktycznie od urodzenia jest na statku. 0 W momencie kiedy to mówiła uświadomiłem sobie, że praktycznie mam taką samą sytuację.
- Niestety, z mojej strony też to tak wygląda. Kendall robi karierę, w sumie James tak samo, a Carlos założył rodzinę, więc widujemy się bardzo rzadko. - Powiedziałem jakimś smutnym głosem.
- No widzisz, a teraz na szczęście lub nie, masz mnie. - Liż ścisnęła mocniej moją dłoń głaszcząc mnie po niej kciukiem. Nie ukrywam było to naprawdę miłe uczucie.
- Zdecydowanie na szczęście. - Zapewniłem i uśmiechnąłem się szeroko powoli dochodząc do parku.

Rano obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Otworzyłem oczy i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że razem z Liz wczoraj zasnęliśmy na kanapie.
- Kto to? -  Spytała zaspanym głosem a ja delikatnie wzruszyłem ramionami.
- Nie mam pojęcia. - Otworzyłem szeroko oczy powoli wstając i podchodząc do drzwi. Przeczesałem palcami włosy i otworzyłem. Widząc Justina naprawdę się zdziwiłem.
- A co ty tu robisz? - Spytałem niepewnie.
- Przepraszam, że tak was nachodzę, ale powiedzieliście, że mam przyjść, więc przyszedłem. - Blondyn westchnął cicho i przymknął powieki. Już na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że coś jest nie tak.
- Jasne, wchodź. - Powiedziałem niepewnie prowadząc chłopaka do salonu. - No to opowiadaj.
- Zacznę od początku. Znalazłem go na stronie liceum w Los Angeles. Zadzwoniłem tam i dali mi jego adres. Pojechałem i myślałem, że wszystko będzie okej, ale na początku zamknął mi drzwi przed nosem, a potem zamiast jego otworzyła jakaś dziewczyna i wpuściła mnie do środka. Zacząłem mu wszystko tłumaczyć. Był cholernie zły. To w jaki sposób do mnie mówił... Chciało mi się płakać.- Zacisnął usta w wąską linię i kontynuował. - On wręcz chciał mnie zniszczyć wzrokiem i powiedziałem, że będę chodzić z nim do liceum.
- No nieźle Justin. I co teraz? - Otworzyłem szeroko oczy a on wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Zaczną chodzić do tej szkoły. Może zmieni zdanie co do mojej osoby i zrozumie, że to nie moja wina. - Blondyn przetarł twarz dłońmi i pokręcił głową na boki. -  A co u was?
- Tata pozwolił mi zostać u Logana dopóki nie wrócą, więc mu trochę poprzeszkadzam, a tak to rozmawialiśmy dużo o tobie i tej sytuacji. 0 Liz podała Justinowi szklankę z wodą i uśmiechnęła się blado.  - A w ogóle to masz gdzie mieszkać?
- Tak, tak. Zatrzymałem się u Scootera. Pozwolił mi. No ale chyba będę musiał sobie coś kupić, skoro zamierzam zostać tu dłużej. Dobra, nie ma co. Dzięki, że mnie wysłuchaliście. - Uśmiechnął się blado wypijając wodę ze szklanki i powoli wstał ruszając w stronę drzwi. - Do zobaczenia!
- Cześć cześć! - Krzyknąłem za nim i wzruszyłem lekko ramionami. - Się porobiło..
- Ten Alex to niezłe ziółko musi być skoro Justin tak zareagował. Wiesz co Logan? Myślałam sobie o tym co mówiłeś o swojej rodzinie i.. Może pojechałbyś do nich, albo zaprosił? - Uniosła brwi do góry i spojrzała w moje oczy. I to zdecydowanie nie był zły pomysł.
- O kurcze! Faktycznie. Zabrałbym cie ze sobą i pokazał wszystko. - Na myśl o tym, że mogę w sumie zobaczyć rodziców jakoś zrobiło mi się lepiej. - Tak, tak zrobimy. Pozwolisz, że zadzwonię w jedno miejsce. - Poruszyłem zabawnie brwiami i sięgnąłem po swój telefon wychodząc do kuchni i dzwoniąc. Miałem tylko nadzieję, że wszystko się uda tak jak chciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz