poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział Trzeci

Wychodząc ze sklepu i wsiadając do auta poczułem wibracje swojego telefonu w kieszeni. Zdziwiłem się, bo w sumie ostatnio nikt się ze mną nie kontaktował. Wsunąłem dłoń i spojrzałem na wyświetlacz: "Liz". Momentalnie uśmiechnąłem się do siebie i odebrałem.

- Tak?
- Cześć, Logan. Mam dobrą wiadomość, jeśli twoja propozycja ciągle jest aktualna. - Na początku nawet nie skojarzyłem o czym mówiła.
- Kontynuuj. - Zachęciłem uśmiechając się sam do siebie.
- Po długich namowach mój tata zgodził się, abym została u ciebie na ten czas, dopóki oni nie wrócą. - Po słowach dziewczyny poczułem przyjemne ciepło w sobie. Nie przypuszczałem, że to może się udać, ale liczyłem na to.
- Naprawdę? Rany, to świetnie! Przyjechać po ciebie? - Spytałem niepewnie i wziąłem głęboki wdech.
- W sumie jestem gotowa, więc jeśli masz czas to chętnie.
- Super, zaraz będę. - Zakomunikowałem i rozłączyłem się. Odłożyłem telefon na bok wkładając kluczyk do stacyjki a następnie ruszając w stronę plaży.

Jadąc do głowy przyszedł mi Justin. Minęło dosyć sporo czasu jak się nie odzywa i szczerze mówiąc jakoś mnie to zmartwiło. Zawsze dzwonił, albo po prostu wysyłał sms'a a teraz cisza. Żadnej informacji z jego strony.
Kiedy dojechałem na miejsce powoli wysiadłem na zewnątrz kierując się w stronę wielkiego statku. Powtórzę to po raz kolejny - myślałem, że takie rzeczy są jedynie na filmach czy też w bajkach, a tu proszę.
Wszedłem na pokład i rozejrzałem się. Dookoła nie było żywej duszy, choć zapewne pan Sparrow już mnie skądś obserwował.

- O, cześć Logan. Jeśli szukasz Liz, to musisz chwilę na nią poczekać. Jest u kapitana. - Odwróciłem głowę i ujrzałem Willa z szerokim uśmiechem na twarzy. - Wejdź i poczekaj w jej kajucie.
- Pewnie, dzięki. - Odwzajemniłem uśmiech i zrobiłem tak jak mówił. Wszedłem do ciemnej kajuty i usiadłem na łóżku przymykając powieki.
W sumie nawet nie wiedziałem ile tak siedzę, ale usłyszałem otwierające się drzwi. Otworzyłem powieki i ujrzałem w progu ciemnowłosą dziewczynę.
- Cześć, Will mówił, abym tu na ciebie poczekał. - Uśmiechnąłem się delikatnie i wziąłem głęboki wdech.
- W porządku. Dobrze ci powiedział. Przepraszam, ale musiałam porozmawiać z tatą. Jestem już zebrana, więc możemy iść. - Wzruszyła ramionami i sięgnęła po swoją torbę oraz walizkę. Wstałem szybko i odebrałem ją wychodząc na zewnątrz.
- To chodźmy. - Powiedziałem po cichu powoli schodząc z pokładu udając się do mojego samochodu. Otworzyłem bagażnik i wsadziłem walizkę a następnie otworzyłem drzwi dla dziewczyny. Wsiadłem po chwili do auta i powoli ruszyłem. - Kurcze, nawet nie wiesz jak się cieszę, że twój tata się zgodził.
- Naprawdę?  Szczerze mówiąc ja też, ale byłam wręcz pewna, że się nie zgodzi. Najwidoczniej się do ciebie przekonał. Oby. - Otworzyła szeroko oczy zapinając pasy.
- Mam taką nadzieję. Trochę jest przerażający. - Szepnąłem i zagryzłem dolną wargę. - Tak w ogóle to masz jakikolwiek kontakt z Justinem? - Spytałem unosząc brwi do góry. Dziewczyna pokręciła głową na boki i spojrzała na mnie.
- Dawno z nim nie rozmawiałam. Pisałam do niego sms'a, ale nie odpisywał, więc stwierdziłam, że może wyjechał do Kanady. W sumie nawet wspominał, że się wybiera, ale to dziwne, że nawet nie dał znaku.
- No właśnie.. i to mnie martwi..

Przez resztę drogi jechaliśmy w ciszy. Naprawdę jakoś martwiłem się o Justina. Ostatnio jak się spotkaliśmy był przemęczony trasą i całym tym zamieszaniem związanym z Jeleną. Wcale mu się nie dziwiłem, bo sam prawdopodobnie miałbym dość. Na miejsce dojechaliśmy po piętnastu minutach. Zaparkowałem na podjeździe i wysiadłem na zewnątrz podchodząc do bagażnika.

- Dobrze, że rano zrobiłem zakupy. - Otworzyłem szeroko oczy wyjmując walizkę oraz reklamówki. - Tak to nie wiem co mielibyśmy jeść.
- Oj tym się nie przejmuj. Przecież w każdej chwili można skoczyć do sklepu. - Dziewczyna zabrała ode mnie reklamówki. Pokręciłem głową na boki i otworzyłem drzwi do domu wchodząc do środka.
- Od teraz to również twój dom, więc rozgość się. Zaraz pokażę ci twój pokój. - Zakomunikowałem wchodząc do kuchni i odstawiając  wszystko na blacie. Spojrzałem na zegarek i westchnąłem cicho idąc powoli po schodach na górę otwierając pierwsze drzwi po prawej stronie. - To jest od dzisiaj twój pokój. Mam nadzieję, że nie jest źle. Jeżeli będziesz chciała się przytulić to mój pokój jest po drugiej stronie. - Zaśmiałem się cicho odstawiając walizkę na bok. - Dobra, łazienka jest na samym końcu korytarza. Ty sobie wszystko tu ogarnij a ja pójdę zrobić coś do jedzenia. - Uśmiechnąłem się szeroko i ucałowałem dziewczynę w skroń schodząc na dół.

Wyciągnąłem wszystkie potrzebne produkty potrzebne do zrobienia naleśników i zabrałem się za "gotowanie". Naleśniki przegotowałem z czekoladą, bo w sumie tylko tyle posiadałem. Czekając na Liz oparłem się plecami o blat i po raz kolejny poczułem wibracje swojego telefonu. Wyciągnąłem go z kieszeni. Tym razem był to sms od Justina. Chwała Bogu.
Od: Justy
Logan, musimy pogadać. Jeśli możesz to wejdź na skype za godzinę. To bardzo ważne.

Do: Jusy
Jasne, jest u mnie Liz, więc porozmawiamy w trójkę. Do usłyszenia.

- Coś się stało, Logan? - Spytała Liz podchodząc do mnie. Zamrugałem kilka razy i skinąłem głową podając jej talerz z naleśnikami.
- Justin napisał mi sms'a, że chce pogadać. Chyba coś się działo. Nigdy tak nie pisał. - Otworzyłem szeroko oczy i sam wziąłem swój talerz siadając przy stole. - Smacznego.
- Smacznego. - Odparła siadając i spojrzała na mnie. - Skoro on tak napisał to możemy spodziewać się najgorszego.
- Też tak myślę, ale zobaczymy. Mamy porozmawiać z nim za godzinę. - Wzruszyłem ramionami i wziąłem się za jedzenie.
Nasza godzina minęła naprawdę szybko. Wziąłem laptop i usiadłem na kanapie obok mojej towarzyszki logując się na skype. Justin był już dostępny, więc wybrałem jego "numer" i połączyłem się. Po chwili na ekranie pojawiła się twarz Justina. Jego oczy były czerwone od płaczu, był przemęczony.
- Rany, Justin, co się stało? - Spytałem przerażony. Chłopak uniósł swoje tęczówki i spojrzał wprost w kamerkę.
- Byłem okłamywany przez osiemnaście lat, wiecie? - Spytał załamanym głosem i starł z policzków spływające łzy. W sumie nie wiedziałem o co mu chodziło.
- Justin zdajesz sobie sprawę, że razem z Liz nie mamy bladego pojęcia o co chodzi? Na spokojnie.. kto cie okłamał i dlaczego?
- Mam brata bliźniaka! - Pisnął i zakrył twarz dłońmi. Oboje zerknęliśmy na siebie z Liz będąc w szoku. Zagryzłem dolną wargę i wziąłem głęboki wdech próbując wszystko sobie poukładać w głowie. - Przyjechałem dzisiaj do Stratford...i zauważyłem u mamy w pokoju album ze zdjęciami. Wszystko byłoby okej, gdyby nie jedno zdjęcie. Przedstawiało dwóch identycznych chłopców. Okej, to też nic dziwnego, ale z tyłu był podpis: Justin i Alex, 1994 rok. Rozmawiałem z mamą.. najpierw wciskała mi kit, że to syn jej koleżanki, ale potem powiedziała, że to jest mój brat.. Alex mieszka w Los Angeles... Chciałbym go spotkać i wszystko mu wyjaśnić.. - Justin mówił to z takim przejęciem, że aż ścisnęło mnie w sercu. Nawet nie wiedziałem co on może czuć w takiej sytuacji.
- Wiesz co, Justin? Ja bym tego w ogóle nie ruszał... Żyjecie osobno, więc pewnie dla niego to też byłby duży cios. Tym bardziej, jeżeli on jest adoptowany -  Powiedziałem niepewnie nie chcąc w żaden sposób urazić chłopaka.
- Powinien wiedzieć. Powinien wiedzieć, że jest bratem Justina Biebera. Powinniście to wyjaśnić. - Liz zerknęła na mnie znacząco a ja odetchnąłem cicho dając znak, że już się nie odzywam.
- To co ja mam do cholery zrobić? - Pisnął ponownie wycierając łzy. Przeczesał palcami swoje roztrzepane włosy i usiadł w ciemniejszym miejscu.
- Jedź do tego Los Angeles i znajdź go. Justin, pamiętaj, że możesz na nas liczyć. - Dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco, ale to chyba na niego nie podziałało.
- Nieważne. Nie będę wam zatruwał życia swoimi problemami. Życzę wam szczęścia. - Pokręcił głową na  boki.
- Daj spokój Justin. Jak tylko się dowiesz co i jak to daj znać...
- Jasne.. dzięki za rozmowę. Cześć wam. - Westchnął ciężko i rozłączył się. Spojrzałem na Liz i uniosłem brwi do góry.
- Mam nadzieję, że wszystko załatwi. Czemu u niego musi się ciągle coś psuć? Niedawno co wrócił z trasy a teraz następne... - Westchnęła cicho. Odłożyłem laptop na bok i usiadłem wygodniej patrząc w brązowe oczy dziewczyny.
- Ja również. Rany, ale się porobiło. Dobra, chodźmy się przejść. Jest taka łada pogoda. - Zaproponowałem i uśmiechnąłem się lekko. Wyciągnąłem dłoń do dziewczyny i zagryzłem dolną wargę. Szatynka chwyciła moją dłoń po czym wyszliśmy na zewnątrz..
Miałem nadzieję, że teraz będzie tylko coraz lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz